Od kilku lat Łódzkiemu Festiwalowi Komiksu towarzyszy panel popularyzatorsko-naukowy, nad którym pieczę trzyma Krzysztof Skrzypczyk. Pomysł sprowadza się do tego, żeby przełamać podejście do komiksu jako do medium "upośledzonego" - służyć temu ma naukowa (interdyscyplinarna) analiza różnych aspektów komiksowej sztuki. Sympozja otwarte są także dla autorów komiksów, co postanowiłem wykorzystać i pokusiłem się o napisanie eseju pod tytułem Bohater komiksowy, bohater (z konieczności) przerysowany. Tekst wygłosiłem na 6. Sympozjum Komiksologicznym w 2006 roku - ukazał się on też w Antologii Komiks i jego bohaterowie (Łódź 2006). W eseju starałem się wykazać, że pewne cechy konstytutywne bohaterów komiksowych wynikają wprost ze specyfiki medium, jakim jest komiks - chodziło mi głównie o ich "nadekspresję". I choć po dwóch latach od napisania tekstu moja intuicja odnośnie tego zagadnienia niewiele się zmieniła, to argumentacja idzie już zupełnie inną drogą - przede wszystkim problemem jest kategoria "nadekspresji", której niejasność rzuca niepokojący cień na całość moich ówczesnych rozważań. Być może, jeśli znajdę czas, spróbuję przemyśleć tę kwestię jeszcze raz.
czwartek, 31 lipca 2008
środa, 30 lipca 2008
Miś 2
W 2003 roku ukazało się w Misiu jeszcze jedno moje opowiadanie - Ola i psotna wiewiórka. Choć może się to wydawać mało prawdopodobne w opowiadaniu dla dzieci, to tekst ma odrobinę "lynchowski" klimat. W skrócie - w tajemniczych okolicznościach znika pewna wiewiórka. I to dwa razy. Raz w parku, raz z rysunku tytułowej Oli. Szczególnie to drugie zniknięcie jest intrygujące. Wydarzyło się w rzeczywistości, czy jest tylko efektem wyobraźni dziewczynki? Bo może tylko wyobraziła sobie, że ją narysowała?
W planach miałem pisanie kolejnych tekstów dla Misia, ale w międzyczasie Kamil przestał być redaktorem naczelnym - o ile dobrze pamiętam przeszedł do działu kultury w tygodniu Wprost.
Miś
Nie chodzi o kultowy film Barei, ale o magazyn dla dzieci (swoją drogą qui pro quo w tym wypadku jest dość naciągane i mało śmieszne - znacznie ciekawiej sprawy się miały, gdy publikowałem w Świerszczyku. W towarzystwie zawsze potrzebne okazywało się dopowiedzenie: "Tym dla dzieci"). W 2003 roku ster Misia przejął Kamil Śmiałkowski, autor scenariuszy komiksowych, tekstów publicystycznych dotyczących kultury popularnej. Kamil został naczelnym pisma w dość trudnym momencie - zdaje się, że na dzień dobry zastał... pustą redakcję i równie puste twarde dyski redakcyjnych komputerów. W trybie awaryjnym rozpuścił wici wśród znajomych i udało mu się zachować cykl wydawniczy Misia. W jedym z pierwszych numerów składanych pod jego czujnym okiem, opublikowałem opowiadanie dla dzieci pod tytułem Wielki Wynalazca. Tekst był przeznaczony dla trochę starszych dzieci, niż czytelnicy Misia (na co zwrócił uwagę Kamil, ale uznał, że i tak warto go wydrukować).
Podwójne uderzenie
W 2000 roku opublikowałem dwa opowiadania w kwartalniku literackim Fraza. Teksty literackie pisałem wcześniej niż scenariusze, ale tak się jakoś złożyło, że w druku ukazywały się głównie moje komiksy (podejrzewam, że ma z tym coś wspólnego moja niechęć do pokazywania tego, co napiszę - do regularnego upubliczniania scenariuszy komiksowych właściwie zmusił mnie Tomek Leśniak). A jak już coś opublikowałem, to nie zadbałem o to, żeby zachować egzemplarz - z tego powodu o wielu publikacjach po prostu nie pamiętam. Na pewno druk we Frazie nie był moim debiutem literackim - tyle wiem. Wracając do samych tekstów - w numerze ukazały się: Ballada o Edwardzie i Ślub. Oba opowiadania wydrukowano w dziale Między metafizyką a drwiną, przy czym w moim odczuciu Balladzie było bliżej do metafizyki, a Ślub zajmował pozycję tuż przy drwinie.
poniedziałek, 28 lipca 2008
W cieniu Konstruktora
W 2005 roku ukazała się ostatnia albumowa część Tymka - Tymek & Mistrz. Perpetuum mobile. Tematem przewodnim były różnego rodzaju maszyny z tytułowym perpetuum mobile włącznie. Zarówno Mistrz, jak i Tymek, wykazywali się mniejszym lub większym zmysłem inżynierskim. Przy czym zazwyczaj maszyny Mistrza okazywały się kompletnym niewypałem, a projekty Tymka wyprzedzały swoją epokę (tyle że autorytet Mistrza sprawiał, że Tymek zarzucał prace nad nimi - w opinii starego Maga były to urządzenia, które nia miały szans na działanie, a chodziło między innymi o radio, telewizor, komputer). Nad wszystkim wisiał cień Lemowego Konstruktora, którego nieomylność i doprowadzony do granic wytrzymałości praktycyzm zostały przeze mnie "odczarowane" przez postaci sympatycznych "szaleńców", których podstawowym narzędziem sukcesu jest... szczęście. Niestety, choć w archiwum moim i Tomka znajduje się jeszcze sporo niepublikowanych poza Komiksowem Tymków, to wiele wskazuje, że tam pozostaną. Egmont zrezygnował z Tymka, a inny chętny wydawca się nie znalazł - gwoli ścisłości: znalazł się na Litwie. Alma Littera w 2007 roku kupiła prawa do wydania po litewsku dwóch pierwszych tomów - na razie nie znamy jednak daty premiery. Przez parę miesięcy Tymek gościł też w belgijskim Spirou - ukazało się tam kilka wybranych epizodów, które zostały narysowane od nowa specjalnie na potrzeby rynku frankofońskiego. Jeśli chodzi o polskie wydania, to dysponujemy pełnymi prawami do serii i nie ma żadnym przeszkód prawnych, żeby np. wznowić serię, albo ją kontynuować. Może ma ktoś ochotę zostać wydawcą? Jeśli tak, proszę o kontakt.
Ciąg dalszy, czyli kłopoty
Po podróżach przyszła pora na problemy. Na szczęście nie dopadły one bezpośrednio Tymka i Mistrza, tylko zaprzyjaźnionego Króla. Z tego też powodu w piątym tomie zatytułowanym Tymek & Mistrz. Król kłopotów, który ukazał się w 2004 roku, problem goni problem. Na niektóre z bolączek skutkuje magia, na inne zdrowy rozsądek, a na jeszcze inne odrobina szczęścia. Nigdy nie ukrywałem, że wiecznie narzekający Król był wyrazem pewnej (niezauważonej na pewno przez docelową grupę Czytelników) uszczypliwości wobec polityków i polityki. Król ten martwi się bowiem wszystkim tylko nie swoim państwem, zajmuje wszystkim tylko nie rządzeniem i z podziwu godną pewnością traktuje siebie jako pępek świata i okolic, dla którego wyrwanie Mistrza z domu o dowolnej porze jest jak najbardziej naturalnym sposobem komunikacji z poddanym. Inna sprawa, że Mistrz godząc się na tego typu niedogodności potrafi doskonale Królem manipulować i łechcząc jego próżność sprawiać, że poważnymi sprawami (czyli państwem) zajmują się odpowiedzialni ministrowie. Wychodzi na to, że w tym tomie wyszedł na jaw ukryty charatker Mistrza, jako szarej eminencji... Dla niektórych, zwłaszcza w połączeniu z imieniem Maga, może to stanowić niezbity dowód, że Tymek & Mistrz to komiks kryptomasoński, który miał na celu wyprać mózgi dzieciom (do tego publikowała go Wyborcza...) - niestety, zwolenników spisków muszę zmartwić. Nic z tego.
piątek, 25 lipca 2008
Koniec świata
Wyjątkowo nie chodziło o nastroje apokalipsą podszyte, ale o podróże. W 2004 roku ukazał się czwarty tom przygód Wielkiego Czarodzieja i jego Ucznia - Tymek & Mistrz. Wyprawa na koniec świata. W otwierającej album parostronicowej historii mag i jego uczeń wybrali się na tytułową wyprawę. Oczekiwania Tymka były spore, a Mistrz je tylko potęgował. Gdy po wielu przygodach dotarło do Tymka, że zatoczyli koło i koniec świata wypada dokładnie w miejscu startu, czyli w ich domu, był trochę zawiedziony. Mistrz jednak był zdania, że czasem warto przejść aż na koniec świata, żeby położyć się we własnym łóżku. W tym samym tomie Tymek i Mistrz spotkali też twarzą w twarz Licho, które nie śpi. I jak to oni, znaleźli receptę na bezsenność Licha, czym uszczęśliwili nie tylko dziwaczne stworzenie, ale i całkiem sporą grupę okolicznych mieszkańców. Wyprawa na koniec świata należy do moich ulubionych części cyklu (także z powodu okładki).
Potwory i jeszcze raz potwory
Jednymi z naszych ulubionych (moich i Tomka) postaci w Tymku były potwory. Wymyślanie ich sprawiało mi dużą przyjemność, a Tomek miał nie mniejszą przy szukaniu dla nich odpowiednio strasznego wyglądu. Zebrało się ich w końcu tyle, że stały się tematem przewodnim trzeciego tomu p.t. Tymek & Mistrz. Strachy na Lachy, który został wydany przez Egmont w 2003 roku. Oczywiście, w dalszych częściach cyku potwory nie zaprzestały odwiedzin u Wielkiego Czarodzieja i jego Ucznia - były to już jednak sporadyczne przypadki. No i z czasem ich wizyty przestały stresować Tymka, który najzwyczajniej w świecie przywykł do tego, że dom czarodzieja ma swoją specyfikę.
wtorek, 22 lipca 2008
Każdy ma takiego ucznia, na jakiego sobie zasłużył
Tytułowa zasada dotyczy w tym wypadku głównego antagonisty Mistrza - złego czarnoksiężnika Psuja, który objawił się w wydanym w 2003 roku tomie Tymek & Mistrz. Pojedynek magów. Choć Psuj, według słów samego Mistrza czarodziejem jest bardzo dobrym, tyle że złym, to jego uczeń w porównaniu z Tymkiem wypada bardzo blado: niezbyt rozgarnięty, urodą nie grzeszący, do tego sepleniący, o wiele mówiącym imieniu Popsuj. Nic dziwnego, że z takim wsparciem Psuj nie był w stanie zagrozić na poważnie Mistrzowi. I choć każda kolejna porażka była coraz bardziej dotkliwa, to jednego Psujowi i Popsujowi odmówić nie można - uporu. Sam bardzo polubiłem to zwierciadlane (choć w krzywym lustrze) odbicie Mistrza i Tymka. Zaskoczyło mnie jednak, jak bardzo Psuj i Popsuj przypadli do gustu dzieciakom. Na spotkaniach autorskich bardzo wiele osób prosiło o narysowanie właśnie któregoś z czarnych charakterów, a częstym pytaniem było, czy zdołają kiedyś spełnić swoje marzenie i pokonać Mistrza i Tymka (owszem - w końcu im się to udało, tyle że... we śnie).
Czary Mary
Kiedy w 2001 roku zadecydowaliśmy z Tomkiem Leśniakiem o zamknięciu dziecięcej wersji Jeża Jerzego, nie przypuszczaliśmy nawet, jak bardzo będzie nam brakować serii dziecięcej. Szczęśliwie dla nas tęsknota nie trwała długo. W tym samym roku zgłosiła się do nas Gazeta Wyborcza, która potrzebowała polskiego komiksu do piątkowego dodatku Komiksowo (do tej pory 100% zajmowały tam produkcje Disneya). Zgodziliśmy się bez wahania. W ekspresowym tempie - dwa tygodnie - wymyśliłem serię Tymek & Mistrz (roboczo powstała jeszcze jedna propozycja, ale odrzuciliśmy ją z Tomkiem i nie przedstawiliśmy nawet do oceny w Gazecie). Stary czarnoksiężnik i jego uczeń okazali się nośnymi bohaterami (tuż po premierze Tymka ukazała się w Polsce pierwsza część Harry'ego Pottera i temat magii stał się niezwykle popularny). W Gazecie Wyborczej Tymek ukazywał się aż do zamknięcia Komiksowa - długie pięć lat. Tworzenie dwustronicowej opowiastki co tydzień okazało się solidną szkołą warsztatu i dało mi pewne wyobrażenie o tym, jakie "moce przerobowe" we mnie tkwią. Wysoki nakład Komiksowa (800 tysięcy co tydzień) i popularność serii sprawiły, że w 2003 roku Egmont rozpoczął publikację albumowej wersji. Jako pierwszy ukazał się Tymek & Mistrz. Uczeń czarnoksiężnika. Materiał znany z Komiksowa uzupełniliśmy dłuższą, otwierającą album, historią nawiązującą do tytułu, a całość domknęliśmy jednoplanszówką, w której Tymek uczył sztuczki magicznej. Ten układ formalny tomu zachowaliśmy w następnych częściach serii.
poniedziałek, 21 lipca 2008
Ballada o Edwardzie - wersja komiksowa
Rok 2003 był dla mnie bardzo owocny, jeżeli chodzi o publikacje komiksowe - na rynku ukazało się aż 6 albumów, do których napisałem scenariusz. Szczególnym sentymentem darzę Balladę o Edwardzie, która jest komiksową wersją mojego opowiadania pod tym samym tytułem. Komiks powstał we współpracy z Jakubem Rebelką i do tej pory jestem pełen uznania dla jego kunsztu. Z takim talentem Jakub już dawno powinien zrobić wielką karierę na tzw. Zachodzie. Szkoda, że realia rynku komiksowego w Polsce nie pozwalają artystom kalibru Rebelki na rozwinięcie skrzydeł. A wracając do Ballady, to jedyne czego żałuję, to jakość jej wydania. Niestety, w tamtym czasie zrobienie dobrej klejonej oprawy nie było standardem, a moda zakazywała szycia grzbietów w komiksach (Tomek Leśniak tłumaczył mi, że szyty grzbiet w komiksie wygląda nieprofesjonalnie - nie jestem jednak w pełni przekonany do tej koncepcji, choć zgadzam się, że klejona oprawa wygląda bardziej elegancko). Efekt był taki, że komiks potrafił rozpaść się już w pierwszym czytaniu. Szkoda też, że wydawnictwo Graficon nie było w stanie udźwingąć finansowo lepszej jakości papieru i druku - straciły na tym bardzo malarskie kadry Jakuba (w porównaniu z oryginalnymi planszami, reprodukcje są zaledwie cieniami). Nie wypada mi jednak za bardzo kręcić nosem - Graficon był wydawnictwem w zasadzie działającym non profit, skupionym na publikowaniu komiksów spoza komiksowego main streamu - w serii Zarysowane zeszyty ukazał się choćby pierwszy tom Plasteliny Krzyśka Ostrowskiego). Może kiedyś doczekam się wznowienia Ballady w adekwatnej do jakości rysunków formie?
Afryka dzika
Na przełomie wieków polską kinematografię opanowała epidemia adaptacji lektur szkolnych. Na fali tego typu produkcji powstała nowa wersja W pustyni i w puszczy Henryka Sienkiewicza. Za taką, a nie inną strategią produkcyjną stała prosta kalkulacja - adaptacje lektur mogły liczyć na masową widownie, ergo miały szansę zarobić. A ponieważ tak kalkulować potrafią nie tylko producenci filmowi, lecz także wydawcy, nie trzeba było długo czekać na pojawienie się komiksowego odpowiednika filmowych bryków. Na początku 2001 roku, kiedy było już wiadomo, kiedy odbędzie się premiera filmu W pustyni i w puszczy, otrzymałem z wydawnictwa Egmont propozycję napisania scenariusza wersji komiksowej. Do tej pory wszystkie moje scenariusze komiksowe były oparte wyłącznie na własnych pomysłach - tu miałem okazję zrobić coś nowego. Dodatkowo książka Sienkiewicza przywoływała dobre wspomnienia z dzieciństwa. Dlatego też zgodziłem się wziąć udział w tym projekcie. Na początek napisałem parę stron scenariusza na próbę. Tekst spodobał się na tyle, że podpisaliśmy umowę. Na napisanie całości miałem miesiąc. Komiks miał mieć dokładnie 80 stron, dlatego pisząc scenariusz musiałem bardzo dokładnie zwracać uwagę na objętość kadrów i ich rozplanowanie. Oczywiście, to co sobie wymyśliłem nie zostało w całości wykorzystane przez rysownika (Wiesław Dojlidko) - i tak byłem zdziwiony, jak wiele moich przewidywań co do wyglądu poszczególnych stron zostało uwzględnione. Pracę zacząłem standardowo - od lektury książki. Pierwsze czytanie potraktowałem dość luźno - nie robiłem notatek, pozwoliłem sobie smakować książkę. Z przykrością stwierdziłem, że po latach smak zmienił się na gorsze (jako dziecko nie zauważałem "nici", za pomocą których zszyta była fabuła). Drugie czytanie było już zupełnie pozbawione przyjemności - przypominało polowanie: zamiast strzelby miałem ołówek, a dzikiego zwierza zastąpiły wątki, które sobie skrupulatnie wypisywałem. Z przerażeniem zacząłem liczyć zwięrzęta, które położył trupem dzielny Staś i mnogość niepoprawnych politycznie dialogów i scen... Na tym etapie unaoczniło się to, z czego zdawałem sobie sprawę od początku - na osiemdziesięciu stronach komiksu nie sposób zawrzeć całości książki. I w tym miejscu trzeba było sięgnąć po nożyczki. Musiałem pożegnać się z wieloma scenami i sekwencjami, które mi się podobały, na rzecz tych, które pasowały do koncepcji adaptacji, którą sobie założyłem. Kiedy miałem już ustaloną mapę wątków przystąpiłem do ostatniej lektury - tym razem skupiłem się na dialogach. Chciałem nimi przesiąknąć tak, żeby zmieniać je i uzupełniać zgodnie z duchem Sienkiewicza. Czy mi się to udało - to już pozostawiam ocenie Czytelników. Na samym końcu przyszła pora na pisanie. Szło mi dość szybko i po dwóch tygodniach miałem gotowy scenariusz. Wydawca poprosił o drobne poprawki, także rysownik zgłosił potrzebę kilku niewielkich zmian. Zajęło mi to dwa, trzy dni. A potem już tylko pół roku czekania na rysunki i komis ujrzał światło dzienne.
niedziela, 20 lipca 2008
Jeż Jerzy kontra Pietia "Blizna" Pawłow
W 2007 roku Egmont opublikował, póki co, ostatni tom serii - Jeż Jerzy. Człowiek z blizną. Jest to drugi "pełnometrażowy" album z Jerzym. Tytułowym Człowiekiem z blizną jest nie kto inny, tylko rosyjski cyngiel do wynajęcia: Pietia "Blizna" Pawłow. Kilka pierwszych plansz ukazało się w magazynie Ślizg - reszta już nie zdążyła, magazyn padł i mimo różnych sygnałów ze strony redakcji, nie doszło do reaktywacji pisma. W odróżnieniu od Egzorcysty, scenariusz Człowieka z blizną napisałem od razu w całości (Egzorcysta powstawał zgodnie z częstotliwością ukazywania się Ślizgu). Mimo to, na gotowy komiks czekałem znacznie dłużej. Tomek, pozbawiony przymusu narysowania miesięcznie kilku plansz, pozwolił sobie na odrobinę leniuchowania i w efekcie wydany album trzymałem w rękach dopiero ponad rok po napisaniu scenariusza. Na szczęście, był też pewien pozytyw - wolniejsze tempo pracy dało Tomkowi szansę na "dopieszczenie" rysunków, detali tła itp. Dzięki temu Człowiek z blizną jest zdecydowanie najlepszym pod względem graficznym tomem serii Jeż Jerzy.
sobota, 19 lipca 2008
Jeż z probówki
W 2006 roku wespół z Tomkiem Leśniakiem jako pierwsi ludzie w historii sklonowaliśmy jeża. Jeża Jerzego. Eksperyment powiódł się na tyle, że na zakończenie pierwszej z dwóch historii, które złożyły się na album Jeż Jerzy. In vitro dodaliśmy krótką historyjkę z klonem Jerzego w roli głównej. Jest bardzo prawdopodobne, że nie jest to ostatni komiks Klona. W każdym razie na pewno nie ostatnia fabuła z jego udziałem - wersja komiksowa stała się bowiem dla mnie punktem wyjścia do napisania scenariusza filmu animowanego Jeż Jerzy. Film nie będzie adaptacją fabuły znanej z komiksu - wykorzystałem tylko niektóre postacie i pozwoliłem sobie na luksus stworzenia alternatywnej wersji wydarzeń. Do tego doszły uwagi producenta i reżyserów filmu. Efekt końcowy jest bardzo daleki od In vitro i... bardzo dobrze - fabuła filmu jest bardziej skomplikowana, pełniejsza i śmieszniejsza (choć jako autor mogę się mylić - będzie to można samemu ocenić w 2010 roku: niestety, animacja jest strasznie czasochłonna, póki co mamy do pokazania dwuminutowy zwiastun). Wracajac do komiksu, to In vitro był pierwszym tomem, do którego zrobiliśmy animowaną reklamę (głosu użyczył Grzegorz Pawlak, który wystąpi też w filmie - wcieli się w Naukowca i parę innych postaci). W październiku tego roku ukaże się luksusowa edycja tego albumu.
piątek, 18 lipca 2008
W rytmie hip-hopu
W 2005 ukazał się oznaczony numerem 5 Jeż Jerzy. Ziom. Był to powrót do korzeni, czyli dwu, trzyplanszowych historyjek. W moim odczuciu Ziom to jeden z najrówniejszych tomów złożonych z odcinków, które powstawały w dość dużym przedziale czasowym. Można to oczywiście zinterpretować na dwa sposoby: a) optymistyczny: udało mi się przez długi czas utrzymać zadowalający mnie poziom scenariuszy, b) pesymistyczny: na długi czas zatrzymał się mój rozwój jako scenarzysty... Być może da się przedstawić jeszcze inne interpretacje. W każdym razie, nie podejmuję się rozstrzygać, która z opcji (a czy b) jest prawdziwa. Oprócz komiksów z Jerzym w albumie znalazły się też plakaty, psychotest i komiks edukacyjny (wychowanie seksualne...). Jeden z plakatów komentował epizod, którego akcja rozgrywała się w polskiej jednostce wojskowej w Iraku (o dziwo, mimo upływu trzech lat komiks ten nie stracił na aktualności) i w pewnym sensie można o nim powiedzieć, że reklamował armię. Poniżej dorzucam jego reprodukcję (rys. Tomek Leśniak).
Numeracja wsteczna
Czyli coś w rodzaju kreatywnej księgowości. Logika nakazywałaby po numerze 4 dać 5, ale... nic z tego. My daliśmy 0. Uzasadnieniem dla takiej decyzji była specyfika albumu Jeż Jerzy. Dokument. Wspólnie z wydawcą postanowiliśmy pokazać pierwsze historie z Jeżem, które światło dzienne ujrzały jedynie w niskonakładowych zinach (Mięso), albo wręcz w gazetce szkolnej (Frytki). Ten, mocno odbiegający od znanych przygód Jerzego, materiał uzupełniliśmy jednoplanszówkami drukowanymi w dwutygodniku dla dzieci Świerszczyk (Jeż ukazywał się tam w latach 1996 - 2001). Żeby złagodzić szok, jakim dla Czytelnika przyzwyczajonego do Jeża rzucającego "mięsem" i nie stroniącego od uciech tego świata mogło być zetknięcie z epizodami "świerszczykowymi" całość podaliśmy w stylu filmu dokumentalnego z elementami śledztwa dziennikarskiego. Celem było oczywiście odkrycie prawdziwej tożsamości Jerzego. Pisząc scenariusz Dokumentu świetnie się bawiłem. Zawsze trochę śmieszył mnie sensacyjny ton i dość proste chwyty formalne programów typu Z archiwum XX wieku i oto miałem okazję sam zabawić się w tropiciela ukrytej, rzecz jasna szokującej, prawdy. Mimo wyraźnego zaznaczenia odmienności tego tomu od reszty serii, byliśmy z Tomkiem pełni obaw, jak zostanie przyjęty. Dlatego ustaliliśmy z wydawcą mniejszy nakład niż zwykle - myśleliśmy, że Dokument będzie atrakcyjny tylko dla wyjątkowo zagorzałych fanów Jerzego. Okazało się, że się myliliśmy. Jeż Jerzy. Dokument miał premierę w 2004 roku, a w 2007 po długich namowach ze strony wydawcy zdecydowaliśmy się na jego reedycję w wersji luksusowej.
Jeż numer 4
Żeby uspokoić wydawcę w 2003 roku wydaliśmy jeszcze jeden album, tym razem z kilkoma krótszymi epizodami i jedną dłuższą historią, od której wzięliśmy tytuł całości: Jeż Jerzy. Ścigany. W tym tomie wystąpiło kilku znanych polityków - na czele z Andrzejem Lepperem. Wódz Samoobrony jak zwykle bronił chłopa polskiego i ostrzegał przed Balcerowiczem oraz terrorystami z Tora Bora. Jerzy czemuś nie "zalogował się" na spotkaniu partyjnym, co miało bolesny finał - nie, nie przewidywaliśmy wtedy seksafery... W dłuższej historii powrócił znany z Egzorcysty inspektor Stein oraz występujący do tej pory tylko w kilkuplanszówkach psychopatyczny morderca Przemysław R. Jeż został dość perfidnie wplątany w grę między tymi dwoma twardzielami. O dziwo, poradził sobie całkiem dobrze.
Trochę straszno, trochę śmieszno...
Po dwóch tomach składających się z krótkich epizodów przyszedł czas na pierwszy fabularny album Jeża Jerzego. W 2003 roku opublikowaliśmy Egzorcystę, w którym główne role odegrali oprócz Jerzego: Ksiądz, Martwy Dresiarz (Zombie), jego kumpel Mały oraz para policjantów. W porównaniu do wersji znanej ze Ślizgu wprowadziliśmy sporo zmian. Przede wszystkim dodaliśmy trochę scen i żartów. I całkowicie zmieniliśmy zakończenie. W moim poczuciu na lepsze. Wbrew obawom wydawcy (który za ortodoksyjną wersję Jeża uznaje formę kilkuplanszówek) album spodobał się Czytelnikom - Egzorcysta zdobył nagrodę w plebiscycie K'03 w kategorii Polski Album Komiksowy. W 2006 roku ukazała się wersja w twardej oprawie.
czwartek, 17 lipca 2008
Jerzy staje się wrogiem publicznym
W 2002 roku Egmont zdecydował się wydać jeszcze jeden tom Jeża Jerzego. Wspólnie z Tomkiem przejrzeliśmy materiał (na który - podobnie, jak w pierwszym tomie - składały się kilkuplanszowe epizody) i zdecydowaliśmy się na podtytuł Wróg publiczny. Oddawało to luźno przewodni motyw albumu, który "podbiliśmy" dodając premierowy materiał. Druga część Jeża Jerzego także doczekała się wydania luskusowego (czytaj: droższego) w 2006 roku. Oprócz twardej oprawy, zmienionej okładki (na zdjęciu), "remasteringu" komiksów, galerii z wersjami Jerzego innych rysowników, znalazły się tam dodatki w klimacie pisma typu "Gala". Dla mnie są to najlepsze dodatki, jakie zrobiliśmy. Pikantny wywiad z Yolą, szczera, męska rozmowa z Pietią "Blizną" Pawłowem. Wszystko ilustrowane bogato "prywatnymi" zdjęciami bohaterów. Aż żałuję, że nie znalazła się tam rozmowa ze Stefanem i Zenkiem. Byłby to chyba pierwszy wywiad w kolorowej prasie ze zdeklarowanymi skinami, choć nie pierwszy z ludźmi o "skinowskiej" mentalności...
Powrót do przeszłości
Czyli trochę się będę chwalił. Na początek pierwszym albumem Jeża Jerzego dla dorosłych. Nie był to pierwszy występ Jerzego w wersji książkowej - wcześniej ukazał się jeden tom Jeża Jerzego dla dzieci - wydawcą było Piąte Piętro, dla którego zresztą Jeż pozostał pierwszą i jedyną publikacją. Ponieważ jednak wspólnie z Tomkiem Leśniakiem, który jest współtwórcą serii, podjęliśmy decyzję o uśmierceniu wersji dziecięcej Jerzego, konsekwencja nakazuje skupić się na wersji dorosłej. A ta, publikowana w odcinkach przez Ślizg (od 1995 roku aż do zamknięcia pisma), miała swój debiut albumowy w 2002 roku nakładem wydawnictwa Egmont. Znalazły się w niej krótkie, nie powiązane z sobą ściśle epizody przygód Jerzego. W 2005 roku ukazała się wersja "de luxe", czyli twarda oprawa i dodatkowe strony. Do tej pory ten album, to jedna z lepiej sprzedających się części Jerzego - chociaż, gdy ja ją przeglądam, to ponad 10 lat, które minęły od czasu powstania historyjek z Jeża Jerzego nie dla dzieci wydaje mi się wiecznością, a moje scenariusze dalekie od doskonałości.
Subskrybuj:
Posty (Atom)