Na blogu KRL'a dowiedziałem się o planowanym wydaniu komiksu na podstawie filmu Balladyna. W filmie gra Mirosław Baka i Sonia Bohosiewicz. W komiksie też, bo komiks wykonano nowatorską techniką graficzną (zdjęcia z filmu potraktowane photoshopem). KRL zapłonął gniewem, w komentarzach też czuć było zapowiedź stosów. Trzeba przyznać, że autorowi komiksu udało się coś wyjątkowego - jeszcze zanim dzieło ukazało się drukiem, już wzbudziło ogromne emocje (traf chciał, że akurat negatywne). Sukces! O tym się mówi! I o tym się pisze! Pytanie tylko, czy to w jakikolwiek sposób przełoży się na sprzedaż albumu, albo oglądalność filmu? Patrząc na próbne plansze trudno nie zgodzić się z KRL'em - to delikatnie mówiąc wyrób komiksopodobny i wciskanie fanom komiksów czegoś takiego zakrawa na kpinę. Ale... No, właśnie jest "ale" - komiks "Włatcy Móch" jest zrobiony według tego samego patentu (kadry żywcem wyjęte z filmu - tym razem bez nowatroskich efektów made by Photoshop) i sądząc po kolejnych częściach, które trafiają na półki księgarń musi się jakoś sprzedawać. Żeby przywołać przykład z innego podwórka - swego czasu najlepiej sprzedawały się płyty Ich Troje. Wniosek z tego taki, że jakość wykonania nie zawsze idzie w parze z jakością zarabiania. Przykre to, ale po prostu tak to już jest, że czasem wydarzeniem (czy to z punktu widzenia finansów, czy też zaistnienia w popkulturze) staje się coś, co jest odpowiednikiem Joli Rutowicz. I szkoda nerwów i zdrowia, żeby z tego powodu przeżywać skoki ciśnienia. Trzeba robić swoje.
6 komentarzy:
Polacy w przeważającej większości myślą, że komiks to straszna durnota dla dzieci i pryszczatych
nastolatków. Znacznie mniejsza część rodaków bywa odrobinę łaskawsza dla tego medium, dostrzega jakąś wartość w kadrach i dymkach, ale na półce oznaczonej dużą literką „S” stawia zupełnie inne lektury. W zdecydowanej mniejszości (niektórzy uważają, że w zaniku) są ludzie czytający, kolekcjonujący, rysujący, piszący scenariusze i piszący o komiksie. Często są to te same osoby. Jeżeli zależy nam (a zależeć powinno) żeby te proporcje się korzystnie zmieniały, jesteśmy zobowiązani min. do wskazywania paluchem, co zasługuje na uwagę a czego tykać nie warto. Kto zrobi to lepiej? O ile twórcy mogą tylko „robić swoje” i nie zwracać uwagi na to, co dookoła nich się dzieje, (choć nie wiem czy tacy są w stanie jakoś funkcjonować na rynku) to ludzie, którzy mają komiksowe doświadczenie, dorobek, wiedzę,
przygotowanie i łatwość operowania słowem powinni robić więcej. Chociażby, dlatego, że jest Wam łatwiej poprawną polszczyzną kogoś pochwalić i komuś dowalić. Wpis wdeptujący w ziemię „Balladynę” wołałbym znaleźć na tym blogu a na blogu KRL`a chciałbym oglądać Jego rysunki. Jeżeli ktoś taki jak Ty
pisze, że „szkoda nerwów i zdrowia” to mi natychmiast opadają skrzydła. Kurde, zdenerwowałeś mnie bardziej niż news o „Balladynie”. Oczekuję jakiejś samokrytyki;)
Samokrytyki nie będzie ;-)
Komiks musi się bronić sam - jeśli na półkach będą wartościowe pozycje, to recenzenci szacownych pism będą mieli co polecać swoim czytelnikom (i tak też się dzieje np. w Przekroju, czy Wyborczej). "Balladyna" jest komiksem strasznym - widać to choćby po tych paru stronach i szkoda strzępić sobie jezyk, żeby tego dowodzić. A czy się ukaże i w jakim wydawnictwie, to już zupełnie inna sprawa. O, zgrozo - może nawet sprzedać się w nakładzie wyższym niż komiksowe hity (choć szczerze w to wątpię - ludzie wyrobieni komiksowo pozycję ominą niczym psią kupę na chodniku, a niewyrobieni komiksów i tak nie czytają). W moim odczuciu niezależnie od tego, czy będzie to hit, czy klapa, nie ma co sobie włosów z głowy rwać i podnosić larum, zwłaszcza kiedy można tę energię spożytkować na napisanie scenariusza fajnego komiksu (co właśnie - mam nadzieję - robię).
Spodziewałem się, że także od Ciebie usłyszę głośne wołanie „NIE IDŹCIE TĄ DROGĄ” i dlatego uczepiłem się niewinnego wpisu jak rzep psiego ogona. Mógłbyś przecież zawołać głośniej i wyraźniej niż inni. Być może masz rację, że szkoda czasu i ozorów na paplanie o tej produkcji. Zapewne będą „lepsze” okazje.
Mam bardzo silne przekonanie, że takie zawołanie nie ma sensu. Jeśli ktoś zdecydował się poświęcić czas, żeby "Balladynę" złożyć (bo trudno powiedzieć, żeby to narysował), to jest jego sprawa - może naprawdę nie miał nic lepszego do roboty (może trudno w to uwierzyć, ale są w tym kraju abstynenci)? Jeśli znajdzie się wydawca, który wyłoży na to pieniądze, to też będzie to tylko jego sprawa - no, chyba, że wydawca otrzymałby dofinansowanie z państwowych środków (czyli między innymi z moich podatków). O! Wtedy to zupełnie inna historia! Wtedy wołałbym "skandal!" i "nie idźcie tą drogą!".
Mam też wrażenie, że wpis nie pozostawia wątpliwości, co do mojej oceny "Balladyny" - nie jest więc tak, że "umywam ręce" całkowicie, albo nawet cieszę się, że pojawi się nowy tytuł. Pewnie inaczej oceniam "zagrożenie" jakie taki "zgniłek" jak "Balladyna" może poczynić w koszyczku z "dorodnymi" komiksami - w księgarniach chętny do przyjrzenia się komiksowym historiom czytelnik znajdzie sporo propozycji. Na szczęście, to już nie te czasy, w których ukazywał się jeden album na rok - w takiej sytuacji "Balladyna" mogłaby faktycznie narobić wiele złego. A tak będzie tylko jedną z wielu premier w roku - spodziewam się, że odrzuconą, bo czytelnicy wybiorą lepsze tytuły. A jeśli stanie się inaczej, to otrzymamy bardzo poważną (i smutną zarazem) informację o preferencjach czytelniczych szerszego kręgu odbiorców komiksu (czyli tych spoza grona ściśle interesujących się komiksem).
Nie mam wątpliwości, co do Twojego zdania o tym komiksie, ale gaworzymy sobie jak romantyk z pozytywistą i widzę, że bez pół litra nic z tego nie będzie. Póki, co możemy się napić osobno. Facet z lustra z pewnością mnie wesprze. Na pohybel „Balladynie”:)
To ja zakończę pozytywistycznie - na zdrowie! ;-)
Prześlij komentarz